poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Boso przez Kraków czyli o tym, że głowa jest pusta jak kapusta. Część dwudziesta druga "Mały Leo na Wawelu"

 Pamiętacie, jak ostatnim razem z zadowoleniem podkreśliłem, że nie muszę się martwić o ból nóg spowodowany wędrówkami po górach, ponieważ wszędzie docieram niesiony przez moich Rodziców w nosidełku? Podczas pobytu w Krakowie bardzo żałowałem tego, że jestem jeszcze zbyt mały aby wszystkiego doświadczać na własnych nóżkach, tak jak to robi Kuba, synek brata mojego Taty czyli Wujka Daniela.


Kraków jest  wielkim miastem tak, jak Wrocław i podobnie jak on pięknym i starym. Różnią się jednak już na pierwszy rzut oka tym, że w Krakowie dziur na chodnikach i ulicach nie ma prawie wcale. Wszędzie tu są stare kamienice, pomniki znanych ludzi lub smoków i budowle z kamienia takie jak zamki i mury. Po ulicach obok samochodów, autobusów i tramwajów jeżdżą białe wozy ciągnięte przez konie. Te wozy nazywają się bryczkami a konie w przeciwieństwie do tych w Zakopanym wcale ale to  wcale nie są smrodliwe. Obaj z Kubą zastanawialiśmy się nad tym dlaczego i Kuba wpadł na pomysł,  że pewnie pióropusze na końskich głowach to taki koński " Air Fresh" albo "Brise Electric".



Na Rynku w Krakowie można spotkać wiele przedziwnych postaci, które wyglądają jakby przybyły tu z innych czasów, tych dawnych o których czasem opowiada mi Mama podczas spaceru. Jeden z takich dziwnych Panów, ubrany w długi płaszcz i czapkę  z  futerkiem, zawołał Mamę  i Ciocię Kasię. Najpierw dał im obu do potrzymania prawdziwą szablę i strzelbę  a potem coś szepnął na ucho a  one roześmiały się , spojrzały na mojego Tatę i Wujka Daniela  i potarły palcami  ptaka, którego ten Pan miał namalowanego na  złotym śliniaku pod brodą a potem to już wszyscy dorośli razem się śmiali. Tylko mi i Kubie nie było do śmiechu bo nie rozumieliśmy z tego niczego.


Bardzo zazdrościłem Kubie, jak moja Mama zabrała go do takiej wielkiej, czarnej  głowy leżącej na środku krakowskiego Rynku. Kubuś wszedł do niej środka przez szyję i Mama zrobiła mu zdjęcie. Strasznie byłem ciekawy co jest wewnątrz tej głowy i jak wyglądają te wszystkie myśli co nam przychodzą czasem właśnie do głowy. Czy mają nogi i ręce. Kuba później powiedział, że w środku  były tylko "takie ooo odciski  i poza tym to była pusta jak kapusta".


Natomiast Ciocia Kasia od pobytu w Krakowie wie, jak to jest iść  "boso przez świat". Kuba tak się wygłupiał, jak byliśmy na zamku w którym mieszkali kiedyś prawdziwi królowie, nazywanym Wawelem, że nadepnął niechcący Cioci na klapek i został on zerwany kiedy Ciocia podniosła nogę. Zerwany tak już na zawsze , bo nie dało się go naprawić. Właśnie z powodu tego klapka tak żałowałem, że nie poruszam się jeszcze na własnych nóżkach, bo wtedy Tato mógłby wsadzić Ciocię Kasię zamiast mnie do mojego czerwonego nosidełka.






5 komentarzy:

  1. Dziękuję za foto doniesienia z Krakowa. Nie wiedziałam, że Kraków ma taką fontannę na rynku. Trochę przypomina Wrocławską. Pewnie wszyscy się pod nią umawiają :)

    Marta Kaczmarski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moje skojarzenie fontannowe to piramida spod Luwru :*

      Usuń
  2. Nadrobiłam lekturę Leosiowych reportaży - pikne refleksyje piknie łopisane.
    Ściskam Was! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć Didi, jak się cieszę, że znowu piszesz, bo mi się Twoj blog nie aktualizował. A adres wpisałam na nowo i juz jest. Moze to samo zrobisz z moim, bo widzę, ze tez jest tylko stary post, a ja piszę na bieżąco.
    A ja kiedys ci wspomniałam, ze my kupilismy dom koło Mirska i ja jestem stałym gościem we Wroclawiu po drodze od siebie.
    To wspaniałe, co piszesz i widać taką radość w każdym wpisie. A Leoś duży chłopak już. Pięknie razem wyglądacie. Pozdrawiam tymczasem z Ostrowca, a w dolnośląskie wracam pod koniec września.

    OdpowiedzUsuń
  4. zajrzeć do cudzej głowy - marzenie wielu ;)

    OdpowiedzUsuń