czwartek, 8 sierpnia 2013

Wrocław, szczury i Salvador Dali. Część piętnasta " Mały Leo i jego pupile"


Od kilku dni jest bardzo ale to bardzo gorąco. Dlatego na spacer wychodzimy z Mamą wcześnie rano, kiedy  się tylko obudzę i wieczorem, gdy słoneczko szykuje się do snu. W moim domku oprócz mnie, Mamy i Taty mieszkają jeszcze moi czterej najlepsi koledzy. Splinter, Puchapek, Borsuczek i Czarli są szczurami. Codziennie rano witam się z nimi i pomagam  je karmić. Później kiedy wracam z pierwszego spaceru, Mama wyjmuje je z klatki i biegają po pokoju. Ja oczywiście pełzam za nimi i czasem udaje mi się któregoś z nich złapać za ogon.
Wczoraj wieczorem Mama namówiła Tatę i wybraliśmy się na spacer do centrum handlowego, które znajduje się w najwyższym budynku jaki został zbudowany w wielkim mieście. Ten budynek sięga chyba aż do nieba. Nie poszliśmy tam jednak wcale na zakupy. Moja Mama chciała zobaczyć rzeźbę, która tam stoi. Ta rzeźba to takie dziwne drzewo bez liści na którym wisi powyginany zegar. Mama ją oglądała i wzdychała, bo twórcą tego czaso -drzewa jest jej ulubiony artysta, Pan z takim śmiesznym, zakręconym, czarnym wąsem. Potem Tato zapytał Mamę czy jak sobie zapuści taki wąsik to będzie go bardziej kochała i oboje się roześmiali. Lubię kiedy moi Rodzice się śmieją.



Kiedy tak staliśmy i oglądaliśmy tą rzeźbę to obok nas przebiegł Czarli. Zacząłem piszczeć bo myślałem, że może nie zamknęliśmy klatki i przybiegł aż tu za nami. Wtedy Mama pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że to nie Czarli tylko jeden z wielu  szczurzych mieszkańców wielkiego miasta i że pewnie wyszedł poszukać czegoś do jedzenia, bo po całym, upalnym dniu spędzonym w chłodnej dziurze pod chodnikiem jest bardzo głodny.
Jutro namówię Mamę i znowu pójdziemy pooglądać to dziwne drzewo z zegarem, ale zabiorę ze sobą mięsko z obiadu, warzywa i ziemniaczki i tego biednego, chudego szczurka nimi nakarmię.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz