piątek, 2 marca 2018

Leo znad Bugu. Miłość, żurawie i Anastazja.


Fot. Sławek Młynarski

Długo mnie nie było na blogu, wiem.
Pytacie co skłoniło mnie do pisania?
Miłość i tęsknota za wiosną.

Moja mama uważa, że jednym z  najcięższych przewinień, jakie może popełnić człowiek jest odrzucenie lub zabicie miłości, bo miłość to najpiękniejszy dar jaki możemy otrzymać od drugiego człowieka.
Ja i mama, uwielbiamy żurawie. Ich krzyk od wczesnej wiosny do jesieni, o świcie i o zmierzchu, towarzyszy nam odkąd zamieszkaliśmy w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym. Niestety jesienią żurawie odlatują tam, gdzie będzie im cieplej niż zimą w Polsce.
Tak było do tej pory. W ubiegłym roku, jesienią nie wszystkie żurawie odleciały.
A wśród tych, które pozostały na zimę, znalazła się para zakochanych. To tacy ptasi Romeo i Julia, o których opowiadała mi mama, a potem oglądałem ich filmową historię, z moim imiennikiem Leo DiCaprio w roli głównej ( cieszy mnie, że nie zatonął na Tytaniku).
Mama uważa,  że ta miłość żurawi ma związek z magią ubiegłego roku, który według niej był rokiem darów miłości. Patrząc na naszego najmłodszego domownika jestem przekonany, że Didi, czyli moja mama, ma rację. Moja siostra Anastazja, to istny cud miłości.
 Już nie mogę się doczekać wiosny. Nadbużańskie lasy i łąki będą należały do naszej trójki a nasz poranny krzyk radości z nastania nowego dnia zagłuszy żurawie rozmowy. Drżyjcie narody 😂

Fotografie żurawi https://www.facebook.com/elizjum.boch.baranowski/








wtorek, 5 września 2017

Leo znad Bugu. Misio i inne dzieciaki, czyli Mali Wielcy Wojownicy.

Wczoraj przed snem moja mama opowiedziała mi o wielkich wojownikach. Wiem, wiem, mi także przychodzą na myśl wikingowie, templariusze, husaria króla Sobieskiego i żołnierze walczący podczas obu wojen światowych.
Niestety, tutaj  muszę Was zadziwić, bo to nie o takich wojownikach usłyszałem z ust mamy.

Równy miesiąc temu, przyszła na świat moja maleńka siostra Anastazja.  Ana bardzo się do nas śpieszyła i urodziła się siedem tygodni za wcześnie, przez co spędziła dwa tygodnie w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.
Moja siostrzyczka jest zdrowa i od dawna, cieszymy się nią wszyscy w domu, a ona z dnia na dzień rośnie nam w oczach. Niestety inne dzieci, z którymi na Oddziale Neonatologii, Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka, leżała nasza Ana, nie miały tyle szczęścia co ona. Większość z nich będzie już chora do końca życia, lub będzie wymagała wieloletniego, drogiego leczenia i rehabilitacji.
To właśnie są ci WOJOWNICY.
Mali wielcy wojownicy o ŻYCIE.
Mama mówiła, że są wśród nich maleństwa, którym na początku, lekarze nie dawali szans na przeżycie, a one tak mocno trzymały się promieni słońca, że zadziwiły lekarzy i teraz rosną w ramionach swoich wspaniałych Mam, których miłość, troska, nieprzespane noce i oceany wylanych łez, zostały nagrodzone uśmiechem wracającego do życia i zdrowia dziecka.

Takim wielkim wojownikiem jest mały Miś czyli Jakub, który leżał w szpitalu, razem ze swoją mamą Agnieszką w tym samym czasie, co Anastazja i nasza mama Dorota.

Jakub urodził się 8 maja 2017 roku w 38 tygodniu ciąży. W pierwszej dobie życia zdiagnozowano u niego wrodzone wodogłowie, natomiast w trzeciej dobie życia – wrodzoną toksoplazmozę.

W związku z toksoplazmozą Kubuś zmaga się również z okulopatią toksoplazmozową, która bardzo niszczy wzrok. Na daną chwilę oczkiem wiodącym u Kuby będzie oko prawe, choć jego widzenie nie jest idealne. Oko lewe będzie okiem bardzo słabo widzącym, ponieważ w okolicy plamki żółtej są już starzejące się blizny. Toksoplazmoza ma jednak to do siebie, że niestety może po wyleczeniu powrócić i wtedy atakuje oczy. Oby nigdy nie powróciła. Tego Kubusiowi życzymy.

Mama często wspomina, że Misio to najbardziej pogodne Dzieciątko  jakie w  swoim życiu spotkała.
Dlatego chciałbym Was prosić o pomoc finansową dla Kubusia. Każda Złotówka to dla niego szansa na lepsze jutro a dla świata to piękniejsze jutro bo rozświetlać je będzie, pełen radości, uśmiech powracającego do zdrowia dziecka.

http://www.kawalek-nieba.pl/kubus-misiek/


sobota, 17 września 2016

Leo znad Bugu. Karol- mój bohater.


Dzisiaj poznałem Karola.
Karol jest bratem mojej starszej koleżanki i sąsiadki Emilki i jest osobą bardzo niezwykłą.  Nie ma super mocy  jak Supermen czy bohaterowie filmów o X-Menach ale jest bardzo dzielny,  gdyż prawie przez całe swoje życie zmaga się z chorobą, która  nie pozwala mu żyć tak, jak żyją zdrowi chłopcy. Karol nigdy nie kopał piłki, nie jeździł rowerem, nie pływał i nawet nie grał w gry na konsoli lub komputerze.  Choroba, która go dotknęła w dziesiątym miesiącu życia sprawiła, że dzisiaj mając dziewiętnaście  lat jest  całkowicie niepełnosprawny  i zależny od całodobowej opieki swojej mamy.
Dorota czyli moja mama mówi,  że  takie kobiety jak Pani Ula zasługują na pomnik, gdyż to ich bezgraniczna miłość i poświęcenie sprawiają, że  cierpienie dzieci takich, jak Karol staje się o niebo lżejsze, a życie o wiele dłuższe niż rokują lekarze.
Mój kolega Karol nigdy już nie będzie zdrowy.  Nie zabierze mnie na boisko ani do lasu czy na traktor, ale napewno by zabrał, gdyby mógł, gdyby był zdrowy. Jedyne co możemy dla niego zrobić, to pomoc mu żyć bez wiekszego bólu i cierpienia niż to, które już i tak, go dotknęło.
Chciałbym w związku z tym prosić Was o pomoc i wpłatę na konto fundacji, której podopiecznym jest Karol, chociażby drobnej sumy pieniężnej   http://dzieciom.pl/podopieczni/724
Wasza darowizna pozwoli na zakup potrzebnego mu koncentratora tlenu i podnośnika łazienkowego.
Wiem, że  mogę na Was liczyć 😊
Dziękuję w imieniu swoim i Karola.
Leo znad Bugu.


Wpłaty prosimy kierować na konto:
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
Bank BPH S.A.
15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
Tytułem:
724 Kordaczuk Karol darowizna na pomoc i ochronę zdrowia




piątek, 16 września 2016

Leo znad Bugu. Pierestrojka, emigracja i wykopki. Czyli jesienne zmiany.


W powietrzu czuć już jesień. Wszyscy mieszkańcy naszej wsi ciężko pracują w polu.  Brokuła, ziemniaki, kukurydza. Każdy zbiera plony swojej całorocznej ciężkiej pracy. Wujek Krzysiek i Wujek Marcin prawie nie wychodzą z traktorów, zastanawiam się czy w nich nie śpią 😁. Ja pomagam im obu jak mogę, a mojemu ulubionemu sąsiadowi, Funiowi  oferowałem swą pomoc, przy zwożeniu worków pełnych ziemniaków z pola do domu.

Koniec lata wniósł też wielkie zmiany na naszym podwórku.  Mama powiedziała, że to istna Pierestrojka. Śmieszne są czasem te mamine określenia, tato mowi że " trochę z dupy"😁. Dzisiaj jeszcze trudno mi ocenić czy to zmiany na lepsze. Nie są to także ostatnie zmiany. Czuję że będzie się działo....
Od pierwszego dnia września jestem przedszkolakiem.
Mama zdecydowanie jest zadowolona z tego faktu, natomiast moja Pani w przedszkolu chyba mniej 😜.
Faktem natomiast jest to, że od kilku dni to nie Pani Przedszkolanka się ze mna męczy, tylko mama. Złapałem w przedszkolu jakiegoś wirusa i całą trójką chorujemy.

Poza tym, Kamil czyli mój tato, zmienił pracę. Powiedzial ze nie stać go na pracę w hotelu.  Nie do końca rozumiem o co mu chodziło, bo przecież nie musiał płacic za pobyt w pracy tylko to jemu, pracodawca płacił za to, że tam pracował. Suma sumarów, Kamil od kilku dni pracuje w Szwecji a moje małe serduszko przepełnia ogromna rozpacz i tęsknota, bo bardzo kocham mojego Tatę i uwazam że  rodzina powinna być  zawsze razem.






piątek, 12 sierpnia 2016

Leo znad Bugu. Agro Farm czyli kraina z chłopiecych marzeń

Chyba nikt z Was nie ma wątpliwości, że ulubione zabawki wszystkich małych chłopców, niezależnie od narodowości, kultury i koloru skóry,  to traktory, koparki, kombajny i inne pojazdy rolnicze oraz drogowe, nie wspominając już super, sportowych fur😀😁.
 Jakiś czas temu mama opowiadała mi o Raju, do którego wszyscy idziemy po śmierci i mówiła, że ten Raj, wygląda dla każdego inaczej, w zależności od tego, o czym najbardziej marzyliśmy za życia.
Wczoraj spędziłem właśnie dzień w Raju.Ten raj nazywa się Agro Farm i znajduje się przy samej granicy Polski z Białorusią.
 Pan Maciej, którego moja mama nazywa "kukurydzianym królem", zbudował farmę, kiedy był jeszcze młodym chłopakiem, a jej wyobrażenie  oparł na katalogach, które dostawał od cioci, która mieszkała w dalekim Hongkongu.
 Powiedziałem mamie, że też chciałbym żeby tato zbudował taką farmę i kupił te wszystkie mega wypasione maszyny, ale mama  tylko westchnęła i szybko sprowadziła mnie do tz. parteru, mówiąc że nie mamy zaplecza finansowego na realizację moich marzeń rolniczych.

Wieczorem, z tego wszystkiego nie mogłem długo zasnąć, aż w końcu wpadłem na genialny  pomysł.  Na łóżko ze Swarzędza, niech mama zbiera sobie sama, a ja będę zbierał swoją kasę, do mojej świnki skarbonki, na realizację własnych marzeń i też będę w przyszłości kukurydzianym królem.









piątek, 5 sierpnia 2016

Leo znad Bugu. Pałac Cieleśnica, hamaki i kombajny, czyli żniwa w pełni.




Dzisiejszy dzień był mało wiejski.
Mama mówi, że gdyby była znowu małą dziewczynką to nazwałaby  go dniem dworskim.
Z rana nic nie wskazywało na to, że pierwszy piątek sierpnia, będzie należał do jednych z najprzyjemniejszych tego lata.
 Wczoraj tato obiecał mi przejażdżki na kombajnach i wielkich  traktorach a dziś rano mama wymusiła na tacie podróż do tz. "nibylandii", czyli tato prowadzi samochód, a mama mówi mu czy ma skręcić w prawo czy w lewo na kolejnej krzyżówce.
Nie wiem, jak długo jechaliśmy, bo przysnąłem, ale wiem jedno: dojechaliśmy do "leniuchowego królestwa".
Pałac.  Staw.  Warzywniak.  Pasieka.
Park, a w nim hamaki i huśtawki zawieszone pomiędzy starymi, wysokimi, jak miejskie wieżowce, drzewami.
Obejrzeliśmy wnętrze pałacu w którym znajduje się również hotel i zjedliśmy obiad. A później najedzeni, jak bąki oddaliśmy się błogiemu lenistwu,  bujając się w cieniu drzew nad stawem. Tato nawet zasnął 😀 Ja jednak, nie nadaje się do takiej książęcej  bezczynności.  Tym bardziej, że na horyzoncie  pojawiły się "damy dworu" czyli trzy dziewczynki, które przyjechały tutaj ze swoimi mamami,  aby wypocząć od zgiełku miasta w którym mieszkają. Zabawa z nimi w berka, sprawiła nie tylko mi, ale również Eryczkowi, wiele radości.
 Powiem wam jednak szczerze, że na dłuższą metę, nudne jest, takie  pałacowe życie w niebycie i nie chciałbym żyć niczym mały książę.
W drodze powrotnej do domu, okazało się że tato dotrzyma danej mi,  poprzedniego dnia obietnicy i pojedziemy w pole.   Wujek Krzysiek czyli kumpel taty o ksywie Rumpek, już na nas czekał. Kombajny, traktory, świnie, byki i motory!  Człowiek czuje, że żyje nawet jak ugrzęźnie w oborniku po szyje😀😁😂