piątek, 27 lutego 2015

Wikingowie i świnie. Czyli wielki dylemat małego Leo

   Moja mama nazywa nas, czyli mnie, mojego maleńkiego braciszka Eryka Dzidziuta oraz mojego tatę, swoimi Wikingami.  Zastanawiałem się  dlaczego właśnie Wikingami i doszedlem do wniosku, że jest to spowodowane faktem iż wszyscy trzej jesteśmy bardzo głośni i waleczni, zupelnie jak  kiedyś Wikingowie czyli pradawni mieszkancy Skandynawi.

   Tato  zawsze głośno krzyczy kiedy jest głodny a mama opóźnia się z obiadem, ja głośno krzyczę  kiedy czegoś bardzo pragnę a Rodzice mi tego nie chcą dać lub kupić a Dzidziut krzyczy bo jest dzidziutem i w sumie wszystko go denerwuje i głód i kupa w pieluszce i nawet to,  że ktoś z nas sobie krzyczy…

  Natomiast jeśli chodzi o waleczność to jest to niezaprzeczalny fakt ponieważ nieustannie każdego dnia a czasem nawet i w nocy walczymy między sobą o względy mamy, niestety w ostatnim czasie niekwestionowanym zwycięzcą jest zdecydowanie Dzidziut. Poza tym  razem z tatą bawimy się w sztuki walki, które mają nas, chłopców przygotować do zmagań z przeciwnościami losu w naszej dorosłej przyszłości. Nie bardzo jednak rozumiem o co z  tymi przeciwnościami chodzi ale podobno mam na to jeszcze czas.
 Wczoraj podsłuchałem rozmowę  moich rodziców na temat Ragnara Lothbrok’a, który był wielkim królem Wikingów  a w chwili obecnej jest bohaterem  serialu , który mama ogląda na jednym z internetowych portali. Podczas  tej konwersacji tato powiedział, że Wiking  nie mógł być wojownikiem będąc jednocześnie rolnikiem i to stwierdzenie  zmartwiło mnie bardzo  i to wcale nie na żarty. Może rolnikiem jako rolnikiem to bym nie chciał być bo bardzo pociągają mnie wyścigi motorowe i motory ale ... KOCHAM TEŻ ŚWINIE!