Trzeci październik był dniem pod znakiem roweru.
Jesienią słońce w Hiszpanii budzi się późnym rankiem i intensywnie zaczyna przypiekać dopiero około godziny jedenastej. Więc jesli nie musimy, to nie wstajemy przed dziewiątą.
Rower? Czasami tylko rano po zakupy do piekarni lub popołudniu w drodzę na plaże.
Dziś na rowerze przejeździliśmy caly dzień..........i strasznie boli mnie siodło!
Pojechliśmy rano do Palamos.
Palamos, to nieduże miasto portowe oddalone od Platja o mniej-więcej osiem kilometrów.
Tak wiem, to tylko osiem kilometrów , jednak uwzględnić trzeba fakt , że mieszkamy w Pirenejach
i wszędzie jest pod górkę :(
Palamos + port + upał równa się plaża! A ja durna nie wzięłam bikini........ale co tam!
W uszach zagrała mi N.O.H.A. i ich album "Dive in Your Life". Odszukaj swoja drogę,
nie bój się i zanurkuj w swoim życiu!
Wszystko razem brzmi spójnie i
niesamowicie chwytliwie.
Przypomniało nam się ubiegłoroczne lato i zatęskniliśmy za Bartkiem , Jerzym i Konem.
Kamil się kąpał a ja.............................. w wodzie tańczyłam.
Do domu wróciliśmy późnym wieczorem,
jestem absolutnym, bezdyskusyjnym entuzjastą instytucji roweru... bo "rower to świat" :))...
OdpowiedzUsuńpozdrawiać :))...
i przyjemnie jest mieć czasem obolałe siodło.......pozdrawiać:]
OdpowiedzUsuńMuzyka bardzo mnie chwyciła, a Wam zazdroszczę tego brzegu morza, po którym mogliście sobie pojechać na wycieczkę...
OdpowiedzUsuńOgranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuń