środa, 10 lipca 2013

Wrocław na sktóty oczami Leonarda. Część pierwsza " Mały Leo w wielkim mieście"

Jestem chłopczykiem. Mam krótkie, jasne włoski i duże niebieskie oczy. Mama i Tata mówią na mnie Leo. Bunia Basia i ciocia Ola nazywają Leosiem, a pani doktor do której chodzimy kiedy mam katar albo gorączkę, mówi do mnie Leonardzie. Jestem jeszcze całkiem mały, ale nie taki zupełnie malutki. "Leo to już nie dzidzia tylko chłopczyk" powiedziała Pani, którą spotykamy w sklepie gdzie kupujemy z mamą ciepłe bułki.

 Mieszkam w wielkim mieście. Wiem na pewno, że to miasto jest ogromne a nawet najogromniejsze bo widziałem już inne mniejsze, całkiem małe i wioski. Moje miasto ma bardzo dużo ulic. Ludzie szybko spacerują tutaj po chodnikach i nikt nie patrzy na nikogo, chociaż zdarza się, że kiedy uśmiecham się do nich ze swojego wózka to i oni uśmiechają się do mnie.



 Po ulicach jeżdżą samochody i ciągle słychać  "wrrr,wrrrrrr, wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr". Samochody są rożne, bo mają różne kolory i światła, które wyglądają jak świecące oczy kotka, którego widziałem u naszej sąsiadki na balkonie. Ludzie na ulicy też są różni, bo też maja różne kolory i kształty. Jedni są więksi a inni mniejsi i są też dzieci, które są tak jak ja całkiem malutkie. Dzieci chodzą na nóżkach lub jeżdżą w swoich wózeczkach i wtedy najczęściej strasznie ryczą bo przecież nie mogą iść tam gdzie same chcą, tylko muszą jechać tam, gdzie chce ich mama lub tata pchający wózek.



 Wszędzie w mieście są różne budynki i nie wszystkie to domy. Mama mówi że dom jest tylko wtedy kiedy mieszkają w nim ludzie. Są też takie, gdzie mieszkają ludzie ale nie nazywa się ich domami tylko hotelami. Tato wytłumaczył mi, że hotel to miejsce, gdzie ludzie mieszkają tylko przez kilka dni kiedy są w innym mieście w którym nie mają swojego domu. Inne budynki to miejsca w których dorośli ludzie załatwiają swoje dorosłe sprawy lub pracują. To są na przykład różne firmy lub banki. W firmach pracują a do banków chodzą po pieniądze, które dostają za to, że pracują.  Budynkami  są też duże sklepy. Największe z nich nazywają się centrami handlowymi i te należą do moich ulubionych, bo znajdują się tam baseny wypełnione kolorowymi kuleczkami w których dzieci mogą się bawić. W centrum handlowym można też zjeść coś smacznego, na przykład lody albo pizzę i  na koniec nakłonić mamę, babcię lub tatę do kupienia nowej zabawki w wielkim salonie z zabawkami.



 W dużym mieście są parki, czyli ulice po których chodzą ludzie, ale tam gdzie powinny stać budynki  to rosną drzewa. W parkach są też fontanny czyli takie ładne miejsca z których tryska woda w górę a kiedy jest ciepło, to małe dzieci moczą tam swoje nóżki. Mama nie pozawala mi tego robić. Mówi, że woda w fontannie jest brudna i  mogę złapać jakąś chorobę, a wtedy będę musiał iść do pani doktor, tej co nazywa mnie Leonardem.



 W moim mieście jest jednak inne, fajne miejsce, gdzie mogę w wodzie moczyć całe swoje ciałko i nóżki a nawet główkę i nie jest to wcale wanna w domowej łazience. Czasami jak mój tato ma wolny dzień i nie idzie do pracy to jedziemy do aquaparku. Tutaj jest mnóstwo basenów. Jedne są z ciepłą a inne z  zimną wodą ale ja najbardziej lubię te prawie gorące, gdzie bulgoczą bąbelki "bul, bul, bul, bul". Mama zakłada mi specjalną pieluszkę z rybką, wkłada w dmuchane  kółeczko i wszyscy razem się bąbelkujemy lub pływamy.



 W wielkim mieście po ulicach jeżdżą nie tylko samochody. Są tu przystanki na których czekają ludzie, którzy chcą pojechać do różnych miejsc, które są daleko i lepiej im tam dotrzeć miejskim autobusem lub tramwajem bo na nogach to by się za bardzo zmęczyli. Autobusy są długie i jeżdżą po ulicach a tramwaje są krótsze ale mają kilka części i jeżdżą po długich szynach, leżących na ulicach. Bardzo lubię jak czasem jedziemy gdzieś z rodzicami tramwajem, który robi takie zabawne "tur tur tur".



 W dużym mieście nigdy nie jest ciemno. Nawet w nocy wszędzie się wszystko świeci. Przy ulicach stoją latarnie, które się zapalają kiedy na niebie nie ma już słońca. A na budynkach są kolorowe i świecące napisy, które Tata nazywa neonami. Kiedy przyjeżdża do mnie Bunia Basia to jedziemy po nią na wielki dworzec, który wygląda jak zamek króla. Nocą cały ten zamek świeci się, bo ktoś zasadził światła w chodnik wokół niego a w hotelu w którym pracuje mój tato, świecą się nocą wszystkie ramy w oknach. Tak sobie myślę, że  aby w wielkim mieście było całkiem ciemno to musiałbym się schować w nocy do garażu albo do komórki.



 W moim mieście wszędzie musi być spokój i porządek.Tego porządku pilnują panowie policjanci. Spacerują w swoich mundurach po chodnikach albo czasem jeżdżą policyjnymi samochodami. To dobrze, że są, bo nie wszyscy ludzie w mieście są dla siebie mili i się do siebie uśmiechają tak, jak ja do mijanych podczas spaceru Pań i Panów, którzy na mój widok mówią "Och jaki on słodziutki! Uśmiecha się do mnie! I jakie ma duże oczka". Szkoda, że jeszcze słabo mówię, bo bym im powiedział, że te oczka to mam po tacie. Chociaż w tej kwestii zdania są podzielone.









http://2013.bravefestival.pl/#events/20




http://2013.bravefestival.pl/



2 komentarze:

  1. zaś Wujek Piotrek mówi "Loniek"... a jak skończy osiemnastaka, biorę Go pod swoje kierownictwo, jedziemy na weekend do Amsterdamu...
    ech, zresztą co Ja gadam tu jakieś bzdury, jakiż Ja jestem staroświecki... to Loniek, gdy skończy dwunastaka weźmie Wujka Piotrka za pysk i zawiezie do Bangkoku...
    pozdrawiać jak zwykle, niezwykle serdecznie :D...

    OdpowiedzUsuń
  2. Loniek mówi,że Bangkok to będzie na początek a później zabierze wujka Piotra w głąb Amazonii... pozdrawiamy mocno mocno z deszczowego Wrocławia

    OdpowiedzUsuń