piątek, 12 lipca 2013

Część druga "Mały Leo u lekarza"

Wczoraj byłem z Mamą w przychodni u lekarza, takiego od ludzi, co leczy różne choroby u dzieci i  mówi Rodzicom, czyli Mamie i Tacie co mają robić żeby ich dzieci nie chorowały. Moi widocznie słuchają się, bo ja jestem zdrowy jak ryba, przynajmniej tak uważa Pani doktor do której chodzimy.



 Mama mi mówiła, że są także lekarze od różnych chorób u dorosłych ludzi i lekarze co leczą zwierzątka na przykład kotki, pieski i kury. Są też lekarze od ząbków. Ja mam już cztery.  Zęby oczywiście. I moja Ciocia Dorotka, która jest właśnie lekarzem od ząbków powiedziała, że moje są śliczne i podarowała mi pierwszą szczoteczkę i pastę do mycia zębów. Teraz je myję przy pomocy Mamy, rano i wieczorem. Myje je tak długo dopóki nie zjem całkiem pasty, którą mi mama nakłada na szczoteczkę.



 Więc wczoraj byłem u lekarza od dzieci. Nie bardzo lubię tam chodzić. Pani doktor i Pani Pielęgniarka są bardzo miłe i obie zawsze uważają, że ze mną jest wszystko w porządku, czyli że rosnę, jestem zdrowy i coraz więcej potrafię.



 Najpierw Pani Pielęgniarka położyła mnie na takiej dziwnej maszynie co wyglądała jak korytko z którego świnki jedzą w chlewiku, czyli na wadze i mnie zważyła, czyli sprawdziła jaki jestem ciężki. Później wzięła taki długi sznurek z dziwnymi znakami, nazywany centymetrem i zmierzyła ile moje ciałko ma długości w różnych miejscach, a to mierzenie czasem bardzo łaskocze.  Wszystko to zapisywała w  książeczce z napisem Leonard i wysłała mnie z mamą do Pani Doktor. 



 Pani doktor uśmiechała się do mnie, oglądała moje ciałko, naciskała  je w różnych miejscach i przykładała do niego taki dziwny przyrząd, który nazywany jest słuchawkami bo słychać przez niego czy jeszcze bije mi serce. Jakby nie biło to oznaczałoby, że już nie żyje, czyli jestem martwy. 



 Po wizycie u Pani Doktor nastąpiła najbardziej niemiła część wizyty  w przychodni. Wróciłem z mamą do Pani Pielęgniarki, która przygotowała dla mnie takie dziwne aparaty nazywane strzykawkami, wypełnione w środku wodą i zakończone igiełką.  Są to szczepionki. Szczepionka jest bardzo ważna i potrzebna, bo dzięki niej ani ja ani żadne z innych dzieci nie zachorujemy na choroby, przez które mogłoby nam przestać bić serduszko i bylibyśmy martwi. Niestety każda szczepionka trochę boli i kiedy już było po wszystkim to czułem się bardzo zły na mamę i Panią Pielęgniarkę a także na Tatę, bo nie było go przy mnie kiedy go na pomoc wzywałem.



 Na koniec wizyty w przychodni dostałem od Pani Pielęgniarki balonik w kolorze niebieskim chociaż wolałbym różowy ale różowe są dla dziewczynek a ja przecież jestem chłopczyk. Mama powiedziała wszystkim "dziękuje" i "do widzenia" a ja pomachałem tylko rączką bo jeszcze nie mówię a poza tym, to wcale nie miałem ochoty tam wracać, mimo iż Panią Pielęgniarkę i Panią Doktor bardzo lubię.

3 komentarze:

  1. Leos, caly jestes sliczny, nie tylko Twoje zabki!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  2. siema Loniek... nie bolało u Pani Doktór?... jesteś FACET, więc boleć nie mogło... tylko Wujek Piotrek ma taka prośbę... otóż Wujek Piotrek źle znosi upały i nie lubi robali... więc zamiast Amazonii Wujek Piotrek proponuje Tajgę Syberyjską... kobitek trochę mniej /podobno/, ale mają sztywniejsze suty... jakoś poradzimy sobie...
    pozdrawiać serdecznie Lońka, Mame i Tate /tak się teraz zastanawiam, że Tata ma przechlapane, zawsze na ostatku :D, ciekawe, prawda?/...

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoczko Wujku, Tajga może być. Jeśli chodzi o Tatę to podobno ostatni będą pierwszymi, więc nie jest źle :D

    OdpowiedzUsuń