Dzisiejszy dzień był mało wiejski.
Mama mówi, że gdyby była znowu małą dziewczynką to nazwałaby go dniem dworskim.
Z rana nic nie wskazywało na to, że pierwszy piątek sierpnia, będzie należał do jednych z najprzyjemniejszych tego lata.
Wczoraj tato obiecał mi przejażdżki na kombajnach i wielkich traktorach a dziś rano mama wymusiła na tacie podróż do tz. "nibylandii", czyli tato prowadzi samochód, a mama mówi mu czy ma skręcić w prawo czy w lewo na kolejnej krzyżówce.
Nie wiem, jak długo jechaliśmy, bo przysnąłem, ale wiem jedno: dojechaliśmy do "leniuchowego królestwa".
Pałac. Staw. Warzywniak. Pasieka.
Park, a w nim hamaki i huśtawki zawieszone pomiędzy starymi, wysokimi, jak miejskie wieżowce, drzewami.
Obejrzeliśmy wnętrze pałacu w którym znajduje się również hotel i zjedliśmy obiad. A później najedzeni, jak bąki oddaliśmy się błogiemu lenistwu, bujając się w cieniu drzew nad stawem. Tato nawet zasnął 😀 Ja jednak, nie nadaje się do takiej książęcej bezczynności. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiły się "damy dworu" czyli trzy dziewczynki, które przyjechały tutaj ze swoimi mamami, aby wypocząć od zgiełku miasta w którym mieszkają. Zabawa z nimi w berka, sprawiła nie tylko mi, ale również Eryczkowi, wiele radości.
Powiem wam jednak szczerze, że na dłuższą metę, nudne jest, takie pałacowe życie w niebycie i nie chciałbym żyć niczym mały książę.
W drodze powrotnej do domu, okazało się że tato dotrzyma danej mi, poprzedniego dnia obietnicy i pojedziemy w pole. Wujek Krzysiek czyli kumpel taty o ksywie Rumpek, już na nas czekał. Kombajny, traktory, świnie, byki i motory! Człowiek czuje, że żyje nawet jak ugrzęźnie w oborniku po szyje😀😁😂
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz