W naszym domu szykuje się wielkie malowanie. Tato Kamil i mama Dorota czekali z malowaniem aż do wiosny, gdyż obawiali się, że opary z farb, zimą przy zamkniętych oknach, mogłyby nam zaszkodzić. Nam, czyli mi i mojemu bratu Erykowi. Kiedy usłyszałem jak mama i tato rozmawiają o farbie tablicowej, którą będzie pomalowana część mojego pokoju i fragment holu, przypomniało mi się że niedaleko hotelu, w którym pracuje tato, znajduje się kopalnia kredy. To chyba oczywiste że będziemy potrzebowali dużego zapasu kredy, skoro w domu będą ściany służące do malowania.
Na początku, tato zareagował z niechęcią na moją propozycję wycieczki do Mielnika, ale mama, która jest zawsze na tak, jeśli chodzi o wypady w celach krajoznawczych, namówiła tatę.
Wieś, w której mieszkamy jest przed Bugiem a Mielnik po jego drugiej stronie i trzeba się tam przeprawić przez rzekę promem. Mówię wam, przeprawa to jest naprawdę fajowa przygoda, szczególnie jak rodzice pozwolą wyjść na promie z samochodu.
Dosyć długo spacerowaliśmy po Mielniku. Podziwialiśmy widok na Bug z Góry Zamkowej i kopalnie kredy z tarasu widokowego. Kopalnia widziana z tarasu, przypomina tajemnicze jeziora z bajek o kosmitach, mieszkających w odległych galaktykach.
Na szczęście po drodze do domu mijaliśmy dobrze zaopatrzony sklep w Sarnakach i tato kupił mi pudełko kredy. Po powrocie do domu Mama usłyszała w telewizji, że w najbliższych dniach będzie chłodno i deszczowo więc z malowaniem ścian farbami będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. Zrobiło mi sie bardzo smutno i wtedy Tato nie chcąc znowu wysłuchiwać moich lamentów, zaproponował, żebyśmy sobie z Erykiem, malowali narazie kredą po wszystkich ścianach w naszym pokoju. Pomysł był super. W ciągu godziny wymalowaliśmy całe pudełko kredy. Tylko później mama była niezadowolona, jak się okazalo, że niechcący pobrudziliśmy ubrania w garderobie.